„Mały smakosz. Jak wychować dziecko, by jadło chętnie i zdrowo” – recenzja

Jeśli jesteś świeżo upieczonym rodzicem, spodziewasz się dziecka albo je planujesz, możesz być pewien, że – jeśli już się z tym nie borykasz – to prędzej czy później, u twojej małej pociechy pojawi się problematyczna kwestia rozszerzania diety. Jakiś czas temu recenzowałem książkę “Bobas lubi wybór”, która traktuje o coraz popularniejszej metodzie wprowadzania stałych posiłków dla niemowląt – BLW. Dziś na mój warsztat trafiła inna pozycja z tej dziedziny, a mianowicie “Mały smakosz. Jak wychować dziecko, by jadło chętnie i zdrowo”.

Autorkami książki są dwie panie zza oceanu: pediatra Nimali Fernando oraz Melanie Potock, która pracuje jako terapeutka ds. zaburzeń żywienia. “Zestaw” ten zabrzmiał dla mnie wystarczająco wiarygodnie, aby nabyć “Małego smakosza” i zagłębić się w poszukiwaniu wiedzy nt. sposobów uprzyjemnienia przygody z jedzeniem dla naszego juniora.

W przeciwieństwie do wspomnianego we wstępie “Bobas Lubi Wybór” – “Smakosz” bierze na warsztat znacznie dłuższą perspektywę czasową. Znajdziemy tu porady dla pociech, które dopiero zaczynają przygodę ze ssaniem, następnie rozszerzają dietę, uczą się pić, czy wreszcie zaczynają jeść poza domem, na przykład w szkole czy przedszkolu.

Wszystko podane jest w prostej, zrozumiałej i przystępnej formie. W trakcie lektury możemy zabawić się w zbieranie pieczątek w paszporcie rodzica, które wraz z innymi oznaczeniami zwracają uwagę na ważne lub też ciekawe pomysły warte uwagi.

Oprócz oczywistych informacji dotyczących komponowania diety, pozycji w jakich należy spożywać pokarm i sposobów na przekonanie dzieci do zdrowego jedzenia, autorki skupiają się również na psychologicznych aspektach żywienia malucha. Niestety, ale okazuje się, że większość problemów siedzi w głowie naszych pociech oraz samych rodziców, a niektóre z tych barier być może uda się zlikwidować, umiejętnie wdrażając w życie rady zawarte w książce.

“Małego smakosza…” czytało mi się dobrze, chociaż dość długo. Wyniosłem z niego wiele cennych informacji, które postaram się wykorzystać w trakcie kulinarnej przygody z dzieckiem. Szczególnie wdzięczny jestem za pomysły dotyczące wprowadzania płynów, bo z tym mieliśmy największy problem, ale dzięki sugestiom autorek, udało nam się go przezwyciężyć. Chociaż czasem można odnieść wrażenie, że książka jest bardzo mocno osadzona w amerykańskich realiach (np. menu tamtejszych stołówek), to każdy polski rodzic może znaleźć w niej coś dla siebie. Nawet jeśli Twoje dziecko nie ma problemów z jedzeniem, z ochotą pałaszuje warzywa i nie przedkłada jednych grup pokarmów nad inne, to z całą pewnością warto zapoznać się z pomysłami autorek. Biorąc pod uwagę to, że w książce znajdziemy porady dotyczące dzieci w różnym wieku, jestem pewien, że jeszcze nieraz do niej zajrzę.


Jeżeli podobał Ci się ten wpis i chciałbyś czytać więcej podobnych, zapisz się na mój newsletter. Bardzo pomoże mi to w rozwijaniu bloga.

Tagi: