Prokrastynacja żywieniowa

„Co masz zrobić dzisiaj, zrób pojutrze, będziesz miał dwa dni wolnego”. To zdanie idealnie określa moje zachowanie, kiedy nie mogę się zebrać do wykonania jakiegoś zadania. Może Wy też to znacie? Kiedy byłem studentem i zbliżała się sesja, robiłem wszystko, byleby tylko nie siadać do notatek. Dom lśnił, a okna błyszczały się od świeżego mycia. Podobnie miewam teraz, kiedy mam do zrobienia coś ważnego, wynajduję mnóstwo pobocznych zajęć, byleby tylko opóźnić to, co ważne. Jedni nazywają to lenistwem, fachowcy prokrastynacją.
Jakkolwiek nazwać przekładanie i ciągłe zwlekanie, pewne jest, że nie prowadzi ono do niczego dobrego. Rzecz, której tak bardzo chcemy uniknąć, najprawdopodobniej wróci do nas jak bumerang i uderzy wzmocniona efektem kuli śniegowej prawie na pewno w najmniej oczekiwanym momencie.

Podobne zjawisko obserwowałem (i czasem wciąż obserwuję) u siebie również w kontekście wprowadzania zdrowych nawyków żywieniowych. Nikt nie lubi zbędnego tłuszczyku i w zasadzie nie znam osoby, która miałaby z nim problem, a nie miała za sobą wielu planów zrzucenia wagi, najczęściej nigdy nie wprowadzonych w życie. Dlaczego tak się dzieje?

Moim zdaniem znaczącą część winy można zrzucić właśnie na prokrastynację. Często mamy już gotowy plan, zdobyliśmy i wciąż zdobywamy wiedzę o tym, jak zdrowo jeść by nie tyć, czasem mamy już nawet dietę ułożoną przez (oby) specjalistę. I co? I nic nie robimy.
W głowie pojawiają się myśli: „zacznę od jutra”… wstajemy rano, idziemy do pracy, a tu urodziny kolegi, który przyszedł z tortem… „no dobra, to od od jutra”… „a nie, jutro przecież idę na imprezę, no to pojutrze”… i kiedy już prawie jesteśmy na starcie, nagle… „ale przecież w weekend jedziemy do rodziców. Mama pewnie zrobi ciasto i będzie jej przykro jak nie zjem!”… „Szlag, wszystko przeciw mnie, to pojutrze nie opłaca się nawet zaczynać”… „ale od przyszłego tygodnia, to już koniec, zaczynam dietę i bez wymówek”.
Jutro nigdy nie nadchodzi, a my tkwimy w karuzeli niespełnionych postanowień, obietnic że tym razem weźmiemy się w garść. Gotowy przepis na frustrację zajadaną słodkościami.

Zacząłem zastanawiać się, skąd bierze się ta nieodparta chęć przekładania wszystkiego na później. Doszedłem do wniosku, że podłożem mojej prokrastynacji prawie zawsze jest strach. Czasem boje się, że nie dam rady wykonać zadania, innym razem obawiam się ośmieszenia, albo tego, że zajmie mi to mnóstwo czasu itd.
Jeśli chodzi o prokrastynację żywieniową, to tutaj strach ma podobne źródła. Obawiam się, że mi się nie uda, że dieta, którą sobie przygotowałem będzie zbyt restrykcyjna i nie będę się do niej stosował, albo że złamię się po kilku dniach (np. niejedzenia słodyczy) i zniweczę całą wykonaną pracę. Nawet kiedy to piszę, wydaje mi się to głupie, ale jednocześnie prawdziwe. Często obawiając się, że czegoś nie uda mi się osiągnąć nawet nie próbuję, a to chyba najgorsze co można zrobić.

Jak więc zaradzić prokrastynacji żywieniowej? Jest na to tylko jedna rada – ZRÓB TO TERAZ! Dokładnie w tym momencie. Jeśli po głowie chodzi ci zmiana trybu życia, chcesz przestać objadać się śmieciowym żarciem i słodyczami i chcesz wreszcie schudnąć, to ZRÓB TO TERAZ! Dokończ czytać ten wpis i idź do kuchni, a następnie otwórz szafki i lodówkę, po czym wyrzuć do kosza wszystkie słodycze i niezdrowe produkty spożywcze. Następnie otwórz komputer, znajdź dobrego dietetyka (pomocne mogą być opinie znajomych albo oceny w internecie) i umów się na wizytę, najlepiej na jutro. Następnie zamknij komputer, załóż buty i zrób sobie spacer na najbliższą siłownie, gdzie zapiszesz się na zajęcia. Wracając możesz zaplanować kolejne kroki, które poczynisz od razu po powrocie do domu (zakup odpowiedniego stroju na siłownie, kupienie pojemników itp).
Nie ważne, czy umówisz się na konsultacje online czy w gabinecie dietetyka, zaczniesz trenować z trenerem personalnym czy Chodakowską. Nie istotne czy zaczniesz gotować, czy kupisz dietę pudełkową. Ważne, że zrobisz to OD TERAZ.
Z mojego doświadczenia wiem, że tylko takie podejście działa na tego wrednego potworka siedzącego głęboko w każdym z nas. A imię jego jest Leniuch. 🙂

To już koniec tekstu, czas na decyzję – teraz czy jutro?

Jeżeli podobał Ci się ten wpis i chciałbyś czytać więcej podobnych, zapisz się na mój newsletter. Bardzo pomoże mi to w rozwijaniu bloga.
Z góry dzięki! 

Tagi: