„Zdrowie na talerzu. Postaw na świadome odżywianie każdego dnia.” – recenzja

Jakiś czas temu – trochę przypadkiem – trafiła w moje ręce książka pióra Marii Cross pt. „Zdrowie na talerzu. Postaw na świadome odżywianie każdego dnia”. Długo zbierałem się do lektury. Mój mózg uległ manii uproszczania i okładka wraz z tytułem kojarzyła mi się raczej z mało wartościowymi poradnikami lifestylowymi, gdzie niewiele jest wartościowych informacji, które przegrywają na rzecz lansu i przepisów z drogimi i egzotycznymi składnikami. Okazało się, że grubo się pomyliłem.

Książka faktycznie jest poradnikiem, ale napisanym w bardzo ciekawy i przede wszystkim przystępny sposób. Autorka podzieliła swoją publikację na 5 rozdziałów dotyczących codziennych posiłków. I tak znajdziemy materiały dotyczące: śniadania, obiadu, kolacji, przekąsek oraz napojów. W każdym z podrozdziałów Maria Cross odwołuje się do zwyczajów żywieniowych panujących na wyspach brytyjskich, czasem porównując je z kontynentalnymi, a czasem amerykańskimi. Używając dość ciętego pióra Cross rozprawia się z mitami żywieniowymi, opisuje ważne dla naszego zdrowia składniki odżywcze, pokazuje tabele a także demaskuje triki koncernów spożywczych, które pod przykrywką zdrowego jedzenia chcą nam wcisnąć bezwartościową paszę pełną cukrów i tłuszczów trans. Do tego wszystkiego w książce znajdziemy wiele odwołań do badań naukowych, tabel porównujących produkty, a także (co nie zdarza się często) obszerną bibliografię.

Choć z początku do lektury podchodziłem sceptycznie, to każda kolejna przerzucona strona wciągała mnie mocniej, by ostatecznie doprowadzić mnie do punktu, w którym stwierdziłem, że całkiem miło się to czyta. Faktycznie w książce znalazłem wiele ciekawych informacji, które mogą przydać się osobie, zaczynającej przygodę ze zdrowym odżywianiem.

Niestety znalazłem też sporo literówek i błędów, które są ewidentną klapą wydawcy. Przykładowo w jednej z dygresji znalazłem zdanie w stylu: „ważne jest by kwasy omega-6 nie trafiły do organizmu w większej ilości niż kwasy omega-6”. Jest to oczywisty błąd i literówka, ale wypaczająca sens całego zdania. Osoba obeznana w temacie od razu zorientuje się, gdzie zamiast 6 powinna widnieć cyfra 3, ale publikacja kierowana jest raczej dla laików, którzy mogą być nieco skonsternowani.

Na sam koniec zabrakło mi jeszcze jakiegoś zgrabnego podsumowania, które spięłoby klamrą materiał ze wszystkich rozdziałów, ale to już mało istotna sprawa. Najważniejsze jest to, że ostateczna ocena książki jest dla mnie pozytywna. Czyta się ją szybko i przyjemnie i przede wszystkim z lektury można wynieść wartościową wiedzę.

Tagi: