Byłem ostatnio na zakupach w hipermarkecie – ot, zwykłe zakupy spożywcze: pieczywo, płatki, ser, jogurt, masło, pampersy i oczywiście warzywa. Wszystko szło dobrze, dopóki nie dotarłem do “warzywniaka”. Najpierw utknąłem przy bananach, potem cebuli, by w końcu odczekać swoje przy marchewce. “O co chodzi?!” pomyślałem sobie, dodając odpowiednie epitety. “Czy Polacy przerzucili się na weganizm albo nareszcie zaczęli konsumować więcej warzyw?” Otóż niestety, nic z tych rzeczy…
Przy marchewkach w końcu przyjrzałem się osobom stojącym ludziom i z zaciekawieniem obserwowałem, co tak długo pochłania ich uwagę. Najpierw zaśmiałem się pod nosem, a potem zaczerwieniłem.
Jak się okazało, wszyscy ci ludzie przebierali marchewki niczym ciuchy w lumpeksie albo innym sklepie odzieżowym, gdzie właśnie “rzucili” T-shirty na promocję -70%. Oni przegrzebywali warzywa w poszukiwaniu najdorodniejszych okazów. Z początku mnie to śmieszyło, ale zaczerwieniłem się, kiedy uświadomiłem sobie, że przecież ja też tak, cholera jasna, robię.
Cóż w tym złego pomyślicie? A no z pozoru nic. Przecież każdy w jakiś tam sposób dba o to, co trafia do jego żołądka i nie dziwota, że odrzuca warzywa nadpsute, czy nawet zgniłe (które niestety często trafiają się w marketach) albo – o zgrozo – spleśniałe. Problem w tym, że akurat wszystkie marchewki były świeże. Ci wszyscy ludzie nie szukali dobrych i świeżych warzyw. Oni szukali okazów ŁADNYCH!
Akurat niedawno natrafiłem na informację, że całe tony warzyw i owoców marnuje się i wyrzuca nie dlatego, że jest coś z nimi nie tak. Lądują w koszu, ponieważ są brzydkie, niekształtne, nieodpowiadające archetypowi idealnie prostej marchewki, jabłka czy ziemniaka.
Jakoś tak wewnętrznie poczułem się z tym źle. Z jednej strony walczymy o czystość planety, protestujemy przeciwko złej jakości powietrza, zaśmiecaniu środowiska, zanieczyszczeniu oceanów i w ogóle z kim nie rozmawiam, to każdy jest eko, fit i bezgluten. Tymczasem sami WŁAŚNIE TAKIM zachowaniem przyczyniamy się do skażenia naszej planety! Zapytacie jak to możliwe?
Każda roślina uprawna do wydania plonów potrzebuje kilku rzeczy: gleby, nawozu, wody i słońca. O ile słońce jest za darmo, o tyle reszta zasobów jest ograniczona. Rolnicy nie są głupi i potrafią doskonale policzyć, które rośliny posadzą w danym roku. Nawożą glebę, podlewają, używają środków ochrony roślin (to akurat nie zawsze jest spoko, ale jest to fakt), poświęcają swój czas i pracę, by zebrać jak najwięcej dorodnych okazów. Do zbiorów i ogólnie prac rolniczych używane są maszyny, które potrzebują paliwa. To samo tyczy się całego łańcucha dostaw: od rolnika do finalnego konsumenta.
Swoją drogą, czy zastanawialiście się ile kilometrów pokona statystyczna marchewka, zanim trafi do waszego brzucha? Sam nie wiem, ale podejrzewam, że gdybyście musieli pokonać tę trasę samochodem, to spalilibyście co najmniej kilka litrów benzyny. Dodajmy do tego owoce i warzywa, które nie są uprawiane w naszym klimacie. Czasem trafiają one do nas z innych kontynentów. To dopiero jest trasa!
I teraz pomyślcie. Uprawa tych warzyw w ujęciu globalnym to potężne ilości spalonych paliw, zużytej wody, nawozów, środków chemicznych, które trafiają do gleby, wody i atmosfery. Pewnie w jakiejś mierze nie da się tego uniknąć, ale co, jeśli to wszystko jest tylko po to, żeby marchewka, awokado czy kiwi wylądowało w gnojówce, bo nikt nie chce go kupić tylko i wyłącznie dlatego, że jest brzydkie?!
Najważniejszym jest, że – poza kwestiami estetycznymi – brzydkie jedzenie jest dalej pełnowartościowym pokarmem, który po obróbce często nie różni się NICZYM od tego pięknego, znalezionego na warzywnych szperach.
W związku z tymi przemyśleniami chcę się zadeklarować, że od dzisiaj #jembrzydkie jedzenie! Zachęcam również Ciebie Czytelniku, żebyś poszedł tą drogą i odpowiedzialnie wkładał do koszyka pokrzywione marchewki i pietruszki, niekształtne jabłka, pojedyncze banany, nieco miękkie kiwi i całe mnóstwo innych pokarmów roślinnych, które dla innych nie wyglądają wystarczająco atrakcyjnie. Może nie zmienimy w ten sposób świata od razu, ale kropla drąży skałę i przynajmniej my nie będziemy przyczyniać się do tego całego przemysłu marnotrawstwa spożywczego.
Postaram się raz na jakiś czas wrzucić na mój fejsbukowy profil zdjęcia z moich polowań na brzydkie jedzenie i oznaczę to hasztagiem #jembrzydkie. Będzie mi bardzo miło, jeśli zrobisz to samo i razem będziemy uświadamiać naszych znajomych o tym, co przed chwilą nabazgrałem.
Dzięki za przeczytanie do końca!
Jeżeli podobał Ci się ten wpis i chciałbyś czytać więcej podobnych, zapisz się na mój newsletter. Bardzo pomoże mi to w rozwijaniu bloga. Z góry dzięki!